Imrahil Imrahil
953
BLOG

Konstytucja Węgier, czyli o legalności reżimów komunistycznych

Imrahil Imrahil Polityka Obserwuj notkę 1

Udało mi się wreszcie dotrzeć do angielskiej wersji nowej konstytucji Węgier. Wywołała ona sporą burzę w mediach, choć – o czym po przeczytaniu ustawy zasadniczej jestem przekonany – mało który dziennikarz z tym aktem się zapoznał. Tekst dostępny jest pod tym adresem (preambuła: http://www.euractiv.com/sites/all/euractiv/files/BRNEDA224_004970.pdf; tekst: http://www.euractiv.com/sites/all/euractiv/files/CONSTITUTION_in_English__DRAFT.pdf) i choć zawiera podobno liczne błędy (ich wykaz jest pod tutaj: http://tasz.hu/files/tasz/imce/list_of_all_the_omissions_and_mistranslations.pdf) to i tak umożliwia zorientowanie się, o co Węgrom chodzi.

Nie miejsce tutaj na całościową analizę nowej konstytucji Węgier, zwłaszcza dopóki nie będzie tłumaczenia bardziej oficjalnego. Chcę jednak zwrócić uwagę na jeden bardzo istotny, choć symboliczny zabieg ustrojodawcy węgierskiego. Otóż w preambule do konstytucji zawarto bardzo jasne odrzucenie okresu okupacji niemieckiej a następnie radzieckiej (tj. okresu od 19 marca 1944 r. do 2 maja 1990 r.), nie uznając „konstytucji” z 1949 r. za konstytucję Państwa Węgierskiego i jasno deklarując brak ciągłości prawnej pomiędzy Węgierską Republiką Ludową a Węgrami. Z kolei na końcu Konstytucji znajduje się deklaracja, iż akt ten jest pierwszą pisaną konstytucją Węgier.

Zazdroszczę Węgrom takiej symbolicznej odwagi. W Polsce nadal mamy idealną ciągłość prawną z Polską Ludową, zaś żadnej ciągłości z II RP (o uchwale Senatu bodaj z 1999 r. nie wspominam, gdyż nie jest to akt prawny). Przekłada się to także na bieżące zagadnienia prawne. Przed kilkoma dniami uniewinniono gen. Kiszczaka z zarzutów dotyczących zbrodni w kopalni „Wujek”. Muszę przyznać, iż procesy komunistycznych liderów przy założeniu legalności okupacji sowieckiej w Polsce zawsze wywoływały we mnie mieszane uczucia. Oto bowiem należało wykazać, iż Jaruzelski, Kiszczak et consortes naruszyli jakieś prawo przez siebie ustanowione. Ich zbrodnia nie polegała na tym, iż tu albo tam wydali rozkazy strzelania do ludzi. Ich zbrodnią była zdrada państwa i służenie obcemu mocarstwu, zaś rozkazy mordowania ludzi były tylko wyrazem tej zdrady. Zrozumienie tego jest istotne. Zwłaszcza w sprawach państwowych czyny rządzących muszą być oceniane z punktu ich celów i motywacji. Jeśli powiemy, że pałowanie demonstrantów „Solidarności” było nielegalne, bo było pałowaniem, to odmówimy tym samym także i obecnemu państwu prawa do stosowania siły wobec np. protestujących z Samoobrony albo anarchistów. Pałowanie „S” musi zostać ocenione skrajnie negatywnie, gdyż było kontrakcją okupanta wobec walczących o wolność.

Podobne niezrozumienie dotyczy i kwestii stanu wojennego. W ostatnim czasie wielu publicystów cieszyło się z wyroku TK uznającego niezgodność z konstytucją dekretu o stanie wojennym i przeciwstawiało to wyrokowi Sądu Najwyższego sprzed bodaj trzech lat, w którym to wyroku SN stwierdził, iż nie można czynić sędziom zarzutu, że w stanie wojennym stosowali prawo wstecz, gdyż PRL nie był państwem prawa.

W istocie sens obu wyroków można rozumieć zupełnie odmiennie. TK orzekł bowiem, iż PRL był normalnym państwem, w którym obowiązywały określone procedury. A zatem, gdyby stan wojenny został wprowadzony ustawą sejmową, a Sejm na pewno by gorliwie ją uchwalił bez głosu wstrzymującego się (o sprzeciwie nie wspomnę), to wszystko byłoby ok. Sytuacja, w której władza wypowiedziała wojnę swojemu narodowi, tylko dlatego, iż naród ten nie chciał dłużej żyć pod obca okupacją i w nieludzkim reżimie nie ma żadnego znaczenia. Wystarczyłoby gdyby marionetki podniosły ręce a marszałek wypowiedział sakramentalne „kto przeciw? nie widzę”.

Pod tym względem bardziej odpowiada mi stanowisko Sądu Najwyższego, który wprost stwierdził, iż PRL nie było państwem cywilizowanym. Było państwem, w którym elementarne zasady prawa nie obowiązują. Nie można więc wobec sędziów stawiać wymogów normalnego systemu prawno-politycznego. Choć konsekwencje bezpośrednie takiego wyroku kłócą się z poczuciem sprawiedliwości, to jednak jest to szczere postawienie sprawy, a nie chowanie się za ułudą legalizmu PRL.

Upraszczając stanowisko: Trybunał Konstytucyjny uznał, iż wewnętrzne reguły gangu przestępczego są obowiązujące i dopiero ich naruszenie świadczy o bezprawności. Dopóki zbiry napadają i łupią zgodnie ze swoim kodeksem, wszystko jest w porządku. Sąd Najwyższy powiedział zaś, że w czasach, w których żądzą zbiry prawo nie obowiązuje. Bardziej podoba mi się to drugie stanowisko.

Zresztą Trybunał Konstytucyjny konsekwentnie unika odpowiedzi na kwestę najważniejszą. Przyjmując zasadę legalizmu PRL, należy ją konsekwentnie stosować wstecz. Aż dojedziemy do legalności PKWN i jego dekretów. Oczywistym jest, iż żadnej mocy prawnej nie miały (chyba, że przyjmiemy Austinowską definicję, iż prawo to rozkaz poparty groźbą (w tym przypadku sowiecką). Żadna konstytucja nie znała takiego organu jak PKWN i jego kompetencji do stanowienia prawa, nieznana też była instytucja dekretów. Skoro dokonamy tego stwierdzenia i rozciągniemy je na Krajową Radę Narodową, to jasno stwierdzimy, iż ani referendum z 1946 r. ani wybory z 1947 r. nie miały mocy prawnej. Sejm ustawodawczy, który zebrał się w 1947 r. nie był więc w istocie sejmem, zwłaszcza że ten winien być dwuizbowy. To z kolei prowadzi nas do stwierdzenia, iż konstytucja lipcowa z 1952 r. nie była legalną konstytucją Polski i tym samym na jej podstawie nie można było wydać dekretu o stanie wojennym. Tu zatem tkwi źródło nielegalności tego aktu, a nie w wydaniu przez Radę Państwa dekretu mimo trwającej sesji Sejmu.

Konstytucji kwietniowej nigdy nie uchylono, choć przestano ją w 1990 r. stosować. Szkoda, że polskiemu zabrakło odwagi, by w obecnej polskiej ustawie zasadniczej zamieścić krótkie stwierdzenie („traci moc ustawa konstytucyjna z 23 kwietnia 1935 r.”). O dorównaniu odwadze Węgrów nie wspomnę. Ale – jak już mówiłem - bardzo im jej zazdroszczę…..

 

Imrahil
O mnie Imrahil

"Miejsce byłego, bogatego w doświadczenie intelektu twórcy zastępuje dzika wola burzyciela. Na pierwszy plan są wysuwane żądania niższych instynktów, co nadaje spekulacyjny charakter myśli we wszystkich jej przejawach, a więc w polityce, ekonomii, nauce i sztuce. Ludzkość daleko odbiega od duchowych zagadnień i dążeń. (...) Lecz wówczas (...) pojawił się Ten, o którym mówił apostoł Jan w Apokalipsie (...). Ten Przeklęty jest już pośród ludzkiej rzeszy i cofa fale kultury i duchowego postępu od Boga ku sobie (...). Państwo to powinno być silne moralnie i fizycznie. Musiałoby zagrodzić od wpływów rewolucji wysokim murem surowych i mądrych praw oraz bronić swoich duchowych podwalin: kultu, wiary, filozofii i polityki." baron Roman Ungern von Sternberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka