Imrahil Imrahil
4430
BLOG

Anna Grodzka wicemarszałkiem, czyli kto jest homofobem?

Imrahil Imrahil Polityka Obserwuj notkę 76

Kampania na rzecz Anny Grodzkiej nabiera mocy. Jej cele jasno przedstawił Newsweek, głosząc na okładce „Grodzką w kołtuna”. Zwolennicy uczynienia z Anny Grodzkiej młota na Ciemnogród nie rozumieją albo udają, że nie rozumieją, że to oni zachowują się tak, jak to zarzucającą swym przeciwników.

 

Zaczęło się od prof. Pawłowicz – jej wypowiedzi w Sejmie i na spotkaniu w Mińsku Mazowieckim. Wypowiedzi te nie zaliczały się do kulturalnych, argumentacja sejmowa nie była też moim zdaniem przekonująca (ale to temat na inny tekst). Jednak ci wszyscy, którzy dziś atakują Krystynę Pawłowicz, którzy wyzywają ją od kołtunów, wytykają brak prawa jazdy i konta bankowego nie rozumieją, że oto zbierają plon ziaren, które sami zasiali.

Banda Palikota oraz postępowi dziennikarze na czele z Tomasem Lisem jakoś nie protestowali wcześniej, gdy język, nie mniej ostry od tego, użytego przez prof. Pawłowicz, używany był przeciwko osobom o innym od nich światopoglądzie. To nie Krystyna Pawłowicz, ale Palikot i jego banda wprowadzili ten sposób wypowiedzi do przestrzeni publicznej. Ośmieszanie i upokarzanie braci Kaczyńskich, zwolenników PiS, duchownych i wiernych Kościoła Katolickiego było na porządku dziennym. Salon, który dziś oburza się na homo- i transfobię (uwielbiam te słowa za ich jawną i bezwstydną absurdalność) sam stosował nie tylko te same, ale i jeszcze gorsze metody chociażby przeciw modlącym się na Krakowskim Przedmieściu. Ci, którzy dzisiaj bronią godności innych osób byli wśród tych, co pijąc wódkę w barze „Przekąski. Zakąski” obleśnie śmiali się z wyczynów Dominika Tarasa. Homofobiczna i ciemnogrodzka prawica nigdy nie miała pośród siebie odpowiedników tego pana.

Czym więc różnią się wypowiedzi prof. Pawłowicz od słynnego tekstu o kartoflach w „Die Tageszeitung”? Jak posłowie Ruchu Palikota mogą oburzać się, iż przeciw nim wytoczono metody stosowane przez ich szefa? Wówczas Tomasz Lis, Janina Paradowska czy Bartosz Węglarczyk nie protestowali, nie oburzali się. Z wyglądu czy wzrostu braci Kaczyńskich śmiać się można – i to jest „normalne, europejskie” (jak to Monika Olejnik określiła kiedyś swoje poglądy) - a z wyglądu Anny Grodzkiej już nie.

Dzisiaj inspiratorzy i organizatorzy przemysłu pogardy zbierają swój plon, jakim jest obniżenie standardów w życiu publicznym. Dzisiaj widzimy, że działalność Niesiołowskich, Palikotów, Lisów et consortes zaczęła żyć własnym życiem i obróciła się przeciw ich twórcom. Że nie można pluć tak, by na końcu nie być oplutym. Wypowiedzi prof. Pawłowicz eleganckie i właściwe nie były, ale doskonale mieszczą się w standardach spółczesnego dyskursu politycznego, które nie przez nią zostały ustanowione. Co więcej, do klasyków dużo jej jeszcze brakuje.

 

Drugą sprawą, która powstaje przy analizie fenomenu Anny Grodzkiej jest jej instrumentalne wykorzystywanie. W promowaniu tej osoby, począwszy od umieszczeniu jej na listach wyborczych, nie chodzi o przymioty jej inteligencji, talenty polityczne czy specjalistyczną wiedzę. Chodzi o to, że jest ona transseksualistką. Chodzi o to, by pokazać, że dla takich osób też jest miejsce w polskim Sejmie. Tym doskonalej widać to teraz, gdy Annę Grodzką postanowiono zrobić wicemarszałkiem Sejmu. Teraz już nikt ze zwolenników tego wyboru nie ukrywa, iż nie chodzi o osobę kandydatki, lecz o to, by polski parlament pokazał swoją otwartość, europejskość i zmył hańbę głosowania przeciwko ustawie o związkach partnerskich.

Tym samym nastąpiła dehumanizacja Anny Grodzkiej, która z osoby stała się symbolem, pałką na kołtuna, jako to określił Tomasz Lis. Nie chodzi o nią, ale o to, że jest osobą, która zmieniła płeć. Jest więc jak koń cesarza Kaliguli wyciągnięta tylko na rzekomą hańbę konserwatystom, jak ten drugi miał okryć hańbą wszystkich senatorów. Anna Grodzka jest jedynie narzędziem walki politycznej, narzędziem, które jest tylko przedmiotem działania politycznego, i na którego cechy własne nie zwraca się uwagi. Na miejscu Anny Grodzkiej mógłby być ktokolwiek inny, gdyby także był osobą transpłciową. Tym samym Janusz Palikot, jego banda i postępowcy w Platformy Obywatelskiej popełniają jeden z największych grzechów moralnych, jakie zna nasza cywilizacja i który potępiany był jednak przez Kościół jak przez Kanta (nie żebym widział między nimi jakąś fundamentalną sprzeczność, ale by pokazać, że problem nie jest wyłącznie problemem teologii moralnej) – potraktowali człowieka, Annę Grodzką – nie jako cel, ale jako środek. Chcą ją wybrać wicemarszałkiem tylko po to, by zwalczyć swoich przeciwników i to nie jej talentami lecz sama jej osobą.

Tym samym zwolennicy wyboru Anny Grodzkiej stają się jeszcze większymi homo- i transfobami, niż ich przeciwnicy. W Annie Grodzkiej widzą bowiem jedynie transseksualistkę a nie integralną osobę. Jej transseksualizm jest dla nich jedynym wyznacznikiem jej wartości, podobnie jak dla homo- i transfobów jest rzekomo jedynym wyznacznikiem potępienia. To właśnie zwolennicy wyboru Anny Grodzkiej dzielą świat wyłącznie w kategoriach preferencji i wyborów seksualnych, w czym podobni są rasistom, dzielącym ludzi wedle pochodzenia etnicznego.

I wydaje się, że na lewicy zrozumiał to jedynie Leszek Miller decydując się na obronę Wandy Nowickiej. Bo zdał sobie sprawę, że cały wybór Anny Grodzkiej nie ma jakiegokolwiek podłoża merytorycznego a jest jedynie hucpa polityczną. Inna rzecz, iż wobec nieustraszonej bojowniczki o prawo do zabijania nienarodzonych, Anna Grodzka ze swą eszetempowską i pezetpeerowską biografię, jest kandydatem na wicemarszałka idealnym. Ale przecież, nie o to chodzi.

Imrahil
O mnie Imrahil

"Miejsce byłego, bogatego w doświadczenie intelektu twórcy zastępuje dzika wola burzyciela. Na pierwszy plan są wysuwane żądania niższych instynktów, co nadaje spekulacyjny charakter myśli we wszystkich jej przejawach, a więc w polityce, ekonomii, nauce i sztuce. Ludzkość daleko odbiega od duchowych zagadnień i dążeń. (...) Lecz wówczas (...) pojawił się Ten, o którym mówił apostoł Jan w Apokalipsie (...). Ten Przeklęty jest już pośród ludzkiej rzeszy i cofa fale kultury i duchowego postępu od Boga ku sobie (...). Państwo to powinno być silne moralnie i fizycznie. Musiałoby zagrodzić od wpływów rewolucji wysokim murem surowych i mądrych praw oraz bronić swoich duchowych podwalin: kultu, wiary, filozofii i polityki." baron Roman Ungern von Sternberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka