Imrahil Imrahil
186
BLOG

Upadek monarchij

Imrahil Imrahil Kultura Obserwuj notkę 0

Nie po to się jest królową, aby się było szczęśliwym

słowa przypisane Filipowi IV Pięknemu przez Maurice’a Durona

 

Kilkanaście dni temu (nawet nie pamiętam ile, a nie uważam za istotne to sprawdzać) narodził się wnuk królowej JKW Elżbiety II. Histeria z tym związana nie ominęła Polski, ale już nad Wisłą ucichła. Ugruntowała ona jednak we mnie refleksję o upadku monarchii tak w Wielkiej Brytanii, jak i na całym świecie. Dla mnie – zdeklarowanego monarchisty – nie było nic bardziej zniechęcającego do monarchii i bardziej świadczącego o jej niepotrzebności, niż szał związany z Royal Baby.

Monarchia brytyjska w szczególności, ale w istocie chyba wszystkie rodziny królewskie uczyniwszy z siebie celebrytów zapomniały, że bycie królem, ale także księciem krwi, to nie tylko przywileje i przyjemności, ale w o wiele większej części obowiązki. Dzisiejsza kultura eksponująca istnienie różnorakich praw człowieka niezależnych od jego obowiązków, spowodowała moralne rozleniwienie się ludzi, czego kariery najróżniejszych gwiazdeczek są najlepszym przykładem. Ale - wydawałoby się - czym innym jest jakieś dziewczę robiące karierę poprzez pokazywanie piersi i pośladków, a czym innym – członek rodziny panującej. Niestety, nie jest to coś innego.

Zadaniem monarchy zawsze była władza. Władza, wbrew stereotypowi rozpowszechnionemu wśród masy, zwanej społeczeństwem czy narodem (zależy, kto nazywa, ale chodzi o to samo), jest przede wszystkim ciężarem. Chodzi mi tu oczywiście o władzę prawdziwą, polegającej na trosce o dobro wspólne i interes wspólnoty. Demokracja osłabiła tę władzę, m.in. przez tzw. systemy hamowania i kontroli, czy niszcząc jej ciągłość przez wprowadzenie kadencji, niezrozumiawszy, że o wiele częstsza i bardziej kosztowna dla wspólnot jest władza zbyt słaba a nie zbyt silna. Ale mimo to, władza jest ciężarem. Jest ciągłą służbą i odpowiedzialnością. Jest obowiązkiem nie tylko wobec powierzonych sobie ludzi, ale także wobec powierzającego ich Boga. Oczywiście obowiązkowi temu można się sprzeniewierzyć, oczywiście władzę można traktować wyłączne, jako źródło realizacji własnych interesów i ambicji. Ale słabość niektórych władców nie narusza istoty władzy. Jednak władca, który sprzeniewierza się swemu obowiązkowi, traci legitymację to jej sprawowania.

Monarchowie angielscy (później brytyjscy) przed wiekami otrzymali władzę and ludem Anglii. Dostali za to prestiż, chwałę i środki finansowe. W zamian musieli wziąć na siebie ciężar rządzenia, rozstrzygania sporów, wydawania praw, wiedzenia armii na wojnę. Innymi słowy – zapewnienia swojemu ludowi ładu, spokoju, sprawiedliwości i bezpieczeństwa. To był ich obowiązek, któremu mieli poświęcić (jeśli będzie trzeba) swe szczęście, zdrowie i życie, i w zamian za to mogli sobie mieszkać w Windsorze, Pałacu Buckingham, jeździć sobie wytwornymi powozami a potem Rollce-Royse’ami. 

Zadanie niekoronowanych członków rodziny nie było inne. Przez wieki cała rodzina królewska była ośrodkiem i wyznacznikiem kultury, która promieniowała nie tylko na Wyspy. Książęta krwi i arystokracja (nie tylko brytyjscy) stworzyli ową atmosferę ducha, która ukształtowała w dużej mierze Europę. Sandor Marai pisał o „dziele” mieszczaństwa, które z drobnych i delikatnych rzeczy utworzyło naszą tożsamość, ale nie mniejsze znaczenie ma „dzieło” rodów królewskich i arystokracji, o czym można się przekonać sięgając choćby do Prousta.

I rodom królewskim nie wolno było z tego ustąpić. Nie wolno było oddać władzy i oddać prymatu kulturowego. Jakże JKM Elżbieta II może nie czuć się upokorzona, gdy jako własną mowę tronową czyta to, co napisał jej premier? Czyżby w ramach (nienajlepszej, przyznajmy) edukacji nie został u niej wykształcony talent pisma? Czy może dar świadomości godności – nie siebie, ale swych wielkich przodków, swego rodu czy całej monarchii i państwa, które ta monarchia uosabia – nie wykształcił się u Jej Królewskiej Mości w sposób należyty? Król Wielkiej Brytanii i Irlandii – wobec specyfiki konstytucji tego państwa, wynikającej przede wszystkim z braku pisemnego dokumentu kodyfikującego zasady ustrojowe i ścisłych reguł ich zmieniania – jest potencjalnie jedną z najpotężniejszych głów państwa na ziemi. I cóż z tego? Jakie ma Elżbieta II prawo do zasiadania an tronie swych przodków, skoro pozwoliła pozbawić swój tron (nie ona pierwsza, ale każdy monarcha działa w tej mierze na własny rachunek) rzeczywistej władzy? Jeśli ciąży jej władza, jeśli chce by władzę sprawował lud w ramach ustroju demokratycznego – niech odda pałace, stroje, pojazdy; niech się przeprowadzi do bloku, w jakim mieszkają imigranci i o jakim marzy papież Franciszek, ale przede wszystkim niech odda koronę komuś, kto nie będzie bał się jej nosić.

Brytyjska rodzina królewska nie jest lepsza. Środowisko, które przez wielki dyktowało wzorce zachowań, dziś zniża się do poziomu tłuszczy. Jak JKW Książę Walii wychował swego syna, że tego ostatniego nie raziło czynienie z narodzin swego dziecka jarmarku godnego narodzinom potomka jakiejś gwiazdeczki muzyki? Cała medialne przedstawienie rodziny królewskiej w Wielkiej Brytanii nie odbiega od sposobu prezentacji wyczynów „artystów” muzyki pop czy sportowców. Rzecz w tym, że dzieje się nie tylko przy braku oporu, ale wręcz przy przyzwoleniu członków tej rodziny.

To samo można by powiedzieć o większości monarchów europejskich, z chlubnym wyjątkiem JKW księcia Liechtensteinu. Ale to nie jest żadne usprawiedliwienie. Królowie, którzy dobrowolnie pozbywają się władzy, tracą prawo do bycia królami, bo to ogromny ciężar służby dla wspólnoty im to prawo nadawał. Arystokraci, którzy zniżają się do poziomu masy (choćby bogatej i wpływowej, bo masa – jak to wykazali Ortega y Gasset i Marai – to nie jest stan kieszeni, lecz ducha), przestają być aristoi i zaprzeczają sensowności własnej pozycji społecznej.

Wspólnota polityczna nie może istnieć bez władzy, a władza – bez władcy. Wspólnota kulturowa nie może istnieć bez arystokracji – bez wyższej klasy kultury (tak w sensie moralności, jak i smaku). Ale jeśli władcy i arystokracja się degenerują, jeśli własnym działaniem zaprzeczają sensowności ról, jakie im powierzono, to najwyższy czas rozejrzeć się za bardziej godnymi i władcami, i arystokratami.

Imrahil
O mnie Imrahil

"Miejsce byłego, bogatego w doświadczenie intelektu twórcy zastępuje dzika wola burzyciela. Na pierwszy plan są wysuwane żądania niższych instynktów, co nadaje spekulacyjny charakter myśli we wszystkich jej przejawach, a więc w polityce, ekonomii, nauce i sztuce. Ludzkość daleko odbiega od duchowych zagadnień i dążeń. (...) Lecz wówczas (...) pojawił się Ten, o którym mówił apostoł Jan w Apokalipsie (...). Ten Przeklęty jest już pośród ludzkiej rzeszy i cofa fale kultury i duchowego postępu od Boga ku sobie (...). Państwo to powinno być silne moralnie i fizycznie. Musiałoby zagrodzić od wpływów rewolucji wysokim murem surowych i mądrych praw oraz bronić swoich duchowych podwalin: kultu, wiary, filozofii i polityki." baron Roman Ungern von Sternberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura