Imrahil Imrahil
313
BLOG

Papieżem w Kościół

Imrahil Imrahil Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Na Kościele w Polsce znają się wszyscy. Jak na piłce nożnej, zdrowiu i prawie. A im dalej są od Kościoła, tym wykazują o niego większa troskę, tym bardziej martwią się o to, jak poradzi sobie w dzisiejszych czasach i przedstawiają recepty jego uleczenia, czyli modernizacji.

Owi obrońcy Kościoła spod znaku „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka”, czy Ruchu Palikota walcząc o Kościół swoich marzeń znaleźli sobie silnego sojusznika – papieża Franciszka, a raczej swoje wyobrażenie o nim i o jego nauce.

Wystarczy przeczytać sobie wywiad z Tomaszem Terlikowskim w ostatnim Newsweeku, albo dzisiejszy komentarz z gazeta.pl (http://wyborcza.pl/1,75968,14393998,Papiezu__zacznij_byc_papiezem.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza#Cuk), aby pojąć skalę nieporozumienia. Bo w tym, co mówi papież nie ma niczego odkrywczego czy nowego. Dla kogoś, kto ma pojęcie o rzeczywistej nauce Kościoła, słowa Franciszka np.  o tym, że nie może oceniać gejów, którzy szukają w dobrej wierze Boga nie mają w sobie nic odkrywczego, czy rewolucyjnego. Kościół zawsze naucza, by odróżnić grzech od grzesznika, oraz że każdy ma prawo do nawrócenia. „Nie sadźcie, abyście nie byli sądzeni” (Mt. 7,1), powtarza po prostu papież, zwłaszcza, że przypomniał w następnym zdaniu (ale tego już postępowcy wolą nie pamiętać), że nie zmieniła się ocena moralna czynów homoseksualnych. Zdziwieni słowami papieża mogą być tylko ci, których wiedza o nauczaniu Kościoła sprowadza się do stereotypów, i którzy nie potrafią pojąć, że słowa papieża nie zostały wypowiedziane w próżni, lecz istnieją w kontekście całego Magisterium.

Podobnie rzecz ma się na nauczaniem papieskim o ubóstwie Kościoła. Nie ma w nim nic nowego, a w dyskusjach z tym związanych, powtarzają się te same argumenty, które już przez 700 laty pojawiały się w choćby w konflikcie pomiędzy franciszkanami a papieżem Janem XXII. Pokazuje to zarazem, że sprawa nie jest tak jasna, jak zwolennicy Kościoła biednego (a nawet dziadowskiego), zasłaniając się Franciszkiem, twierdzą. Ubóstwo duchownego nie może oznaczać ubóstwa Kościoła, bo Kościół ubogi nie jest w stanie pełnić swej funkcji. Czyż nie dlatego owi postępowi modernizatorzy Kościoła, tak bardzo eksponują ten element nauczania papieskiego? Kościół, którego nie będzie stać na utrzymanie świątyń, na wydawanie literatury, na utrzymanie stacji radiowych i telewizyjnych, na prowadzenie szkół – tak rozumiany ubogi Kościół nie będzie w stanie „iść i nauczać wszystkie narody”. Przestanie być groźny.

Nie sądzę, by o to chodziło Franciszkowi, raczej o zagrożenie, jakie nagromadzenie dóbr niesie dla życia duchowego. Ale bieda, sama w sobie, też nie uszlachetnia, nie uświęca, a przeciwnie może prowadzić do upodlenia i upadku. Wszystko zależy od tego, jak przeżyjemy naszą sytuację materialną. To zresztą temat na inną analizę, i dokonaną raczej przez kogoś bardziej kompetentnego niż ja.

Podobnie jak głębszej analizie powinny być poddane gesty Franciszka, takie jak rezygnacja z koloru czerwonego stroju. Nie chodzi tu bowiem o zwykłą skromność czy oszczędność, jak chciały media (czerwone buty też mogą być tanie), ale od odrzucenie purpury cesarskiej i aspiracji Kościoła do władzy świeckiej. Aspiracje sekularne mogą odciągać Kościół od Chrystusa, ale czy dobrowolnie rezygnując z ziemskich aspiracji, Kościół nie oddaje dobrowolnie ważnego instrumentu ewangelizacji? Czyż rezygnacja z wpływu na władzę świecką nie oznacza zgody na to, by miliony katolików żyły pod rządami praw niezgodnych z nauczaniem Kościoła i w ciągłym napięciu pomiędzy wolą Boga a wolą Cesarza? To jest droga dla męczenników, ale nie każdy musi być męczennikiem, a jeśli rolą Kościoła jest prowadzić to zbawienia, to chyba nie tylko przez stwarzanie kolejnych możliwości do złożenia ofiary za wiarę.

Inną rzeczą jest to, że nagle zwolennicy otwartego, ubogiego i nowoczestengo Kościoła zaczęli domagać się od innych pełnego podporządkowania się słowom papieża tak, jak wcześniej wspierali ruchy krytycznie postrzegające nauczanie Jana Pawła II czy Benedykta XVI. Tymczasem papież, jak każdy inny człowiek jest grzeszny i może się mylić. Katolik nie ma obowiązku zgadzać się z papieżem we wszystkim. Dopóty, dopóki papież nie przemówi ex cathedra, nie mam obowiązku uznawać słów papieża za prawdziwe i bezwzględnie wiążące mnie. Dopóty to, co mówi papież nie znajdzie wyrazu w Magisterium Kościoła, mam prawo się z tym nie zgadzać.

Nie ma sprzeczności między Franciszkiem i Benedyktem XVI, podobnie jak nie było go miedzy Papieżem-Niemcem a Papieżem Polakiem, są tylko inaczej rozłożone akcenty: Jan Paweł II skupił się na byciu chrześcijaninem wobec tyranii, Benedykt XVI – na byciu chrześcijaninem wobec liberalizmu i relatywizmu, a Franciszek chce pokazać, jak żyć w kapitalizmie. Ale wszyscy oni, jak cały Kościół, uczyli po prostu – jak być uczniem Chrystusa w świecie.

Przeciwstawianie zaś papieża Kościołowi poprzez wyrwane z kontekstu zdania, bez świadomości treści Magisterium jest zaś niczym innym, jak atakiem na Kościół przeprowadzonym w złej wierze. Kościół mimo jego pozornej siły, zaatakować jest łatwo, bo raczej nie będzie się bronił, a atak na pewno przysporzy napastnikowi popularności i chwały wśród Ludzi Postępu. A Franciszek powinien zdawać sobie sprawę, jak wielu ludzi czyha tylko na możliwość zaatakowania Kościoła i nie powinien, nawet w dobrej intencji, dostarczać im argumentów swoimi wypowiedziami. Zamiast pogaduszek w samolocie, z których zawsze coś można wyrwać, powinien na wzór swych poprzedników wyrażać swe myśli w formie encyklik, adhortacji czy listów apostolskich, a nawet zwykłych przemówień. Będzie to bardziej hieratyczne i sztywne, mniej bezpośrednie i cool, ale zarazem pewniejsze i trwalsze. Franciszek powinien pamiętać, że bycie papieżem to jest także ciężar, więc powinien może zrezygnować ze swojej nieformalności i bliskości z wiernymi, ze swojej niechęci do sztywnych formuł i ceremonii, w imię troski o zrozumiałość nauki Kościoła i jednoznaczność obranego kursu. Bo pycha, także pycha skromności i ubóstwa nie jest najlepszym doradcą u steru łodzi św. Piotra.

Imrahil
O mnie Imrahil

"Miejsce byłego, bogatego w doświadczenie intelektu twórcy zastępuje dzika wola burzyciela. Na pierwszy plan są wysuwane żądania niższych instynktów, co nadaje spekulacyjny charakter myśli we wszystkich jej przejawach, a więc w polityce, ekonomii, nauce i sztuce. Ludzkość daleko odbiega od duchowych zagadnień i dążeń. (...) Lecz wówczas (...) pojawił się Ten, o którym mówił apostoł Jan w Apokalipsie (...). Ten Przeklęty jest już pośród ludzkiej rzeszy i cofa fale kultury i duchowego postępu od Boga ku sobie (...). Państwo to powinno być silne moralnie i fizycznie. Musiałoby zagrodzić od wpływów rewolucji wysokim murem surowych i mądrych praw oraz bronić swoich duchowych podwalin: kultu, wiary, filozofii i polityki." baron Roman Ungern von Sternberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo